Gyokuro – cesarzowa wśród japońskich herbat

Plantacja gyokuro

Gyokuro to najbardziej ceniona zielona herbata w Japonii i poza jej granicami. Jej niezwykłym smakiem i aromatem delektują się wytrawni koneserzy na całym świecie. Nazwę gyokuro można przetłumaczyć jako „cenne krople rosy”. W 1835 r. Yamamoto Kahei, właściciel znanej japońskiej wytwórni herbaty nazwał tak wysokogatunkową herbatę, której kształt liści po wysuszeniu i skręceniu przypominał mu okrągłe kropelki rosy. Obecnie liście herbaty gyokuro podobne są raczej do drobnych igiełek, ale nazwa gyokuro obowiązuje do dziś i oznacza najwyższej jakości produkt, którego wytworzenie wymaga ogromnych nakładów pracy, staranności i uwagi. Herbata gyokuro powstaje z liści specjalnych gatunków krzewów herbacianych uprawianych w południowej Japonii, na wyspie Kyushu. Tu, w malowniczej prefekturze Fukuoka, w rejonie Yame, w łagodnym, wilgotnym klimacie od kilkuset lat uprawiana jest najwyższej jakości zielona herbata. Dwadzieścia dni przed zbiorami krzewy przykrywa się matami ze słomy ryżowej aby ograniczyć dostęp promieni słonecznych. Dzięki temu liście herbaty gyokuro zawierają wyjątkowo duże ilości chlorofilu i aminokwasów, co czyni tę herbatę najzdrowszą ze wszystkich zielonych herbat świata. Aminokwasy nadają także gyokuro słodkawy, delikatny smak, określany przez Japończyków jako umami.

Herbata gyokuro wymaga szczególnych zabiegów podczas uprawy, także jej przygotowaniu Japończycy poświęcają dużo uwagi i pieczołowitości. Herbatę gyokuro parzy się w niskiej temperaturze ok. 50 – 60 stopni. Do jej zaparzenia używane są wyjątkowo maleńkie naczynia – imbryczki hohin oraz niewielkie czarki. Do studzenia wrzątku używa się specjalnego naczynia – yuzamashi.

Gyokuro, z uwagi na swą wyjątkową wartość i stosunkowo wysoką cenę nie jest w Japonii herbatą codzienną. Pije się ją przy wyjątkowych okazjach, a maleńkie naczynia służą raczej do delektowania się wyrafinowanym smakiem i aromatem a nie do zaspokajania pragnienia. Hohin, yuzamashi i czarki używane do gyokuro wykonane są z białej porcelany lub dobrej jakości ceramiki (hagi, tokoname, banko).

Poniżej krótki obrazkowy instruktarz parzenia gyokuro. Bardzo ważne jest uzyskanie odpowiednio niskiej temperatury wody, stąd przelewanie wrzątku kilka razy z naczynia do naczynia.

W Galerii Nagomi dostępna jest zarówno najwyższej jakości herbata gyokuro z Yame jak i profesjonalne naczynia do jej przygotowania.

Furoshiki – chusta wielozadaniowa

Furoshiki to zwykły kwadrat materiału o niezwykłych zastosowaniach – w Japonii używany tradycyjnie do pakowania, przenoszenia i przechowywania przedmiotów. Tradycja furoshiki sięga dziewiątego wieku, kiedy w kwadratowe chusty zawijano cenne przedmioty i tak je przechowywano. Nazwa furoshiki pojawiła się ok. XIV wieku i składa się ze słów „furo” – łaźnia oraz „shiku” – rozkładać. Furoshiki służyła wówczas do przenoszenia przedmiotów używanych w publicznych łaźniach, na rozłożonej chuście siadano używając jej jak ręcznika w saunie. Furoshiki stała się więc chustą do zawijania rzeczy na czas transportu. Jak przystało na „wynalazek” japoński, chusty furoshiki wykonywano z rozmaitych materiałów, z czasem coraz bardziej wyrafinowanych pod kątem stosowanych tkanin i wzornictwa. Mamy więc furoshiki jedwabne, bawełniane, lniane jaki i wykonane z tkanin syntetycznych. Piękne chusty zaczęto wykorzystywać także ze względu na ich walory estetyczne do eleganckiego pakowania prezentów. Ofiarowując komuś podarunek zawinięty w furoshiki dajemy wyraz szacunku, życzliwości i uwagi, z jaką traktujemy obdarowywaną osobę. Niezwykłe wzornictwo chust furoshiki, setki możliwych zastosowań i tradycje z nią związane czynią furoshiki ważnym elementem japońskiej kultury i estetyki. Chociaż w latach 80-tych Japończycy zafascynowani Zachodem zastąpili furoshiki papierowymi i plastikowymi torbami do transportowania rzeczy, obecnie piękne chusty wracają do łask. Japonki dzięki odpowiednim wiązaniom wyczarowują z nich praktyczne i oryginalne torebki, torby na zakupy, poszewki na poduszki i inne przedmioty piękne i użyteczne zarazem. W ubiegły piątek w Ambasadzie Japonii odbyły się warsztaty poświęcone furoshiki, na których panie z Japońskiego Stowarzyszenia Furoshiki „zaraziły” kilkadziesiąt osób wspaniałą ideą niezwykłej japońskiej chusty. W Nagomi pierwsze furoshiki pojawią się już w połowie listopada.

Sowa na szczęście

Sowy w ogrodzieSowa w Japonii to bardzo szczególne zwierzę. Tak jak Europie, symbolizuje mądrość i wiedzę, ale nie tylko. Po japońsku sowa to fukurou, a „fuku” oznacza szczęście, dzięki temu sowa jest także symbolem szczęścia. Inny zapis fukurou oznacza „brak wysiłku, brak kłopotów i trudności”, czyli szczęście w znaczeniu dobrego, pomyślnego losu. Gra słów ze znakiem „fuku” (szczęście) to także „fukuro” w znaczeniu „szczęśliwa droga”, co Japończycy interpretują także jako bezpieczną podróż lub szczęście na drodze życia. Z tych powodów wizerunek sowy pojawia się często jako motyw zdobniczy, a przedmioty w tym przynoszącym pomyślność zwierzakiem są często wybierane na prezenty, z życzeniami szczęścia oczywiście. W Nagomi nie może zatem zabraknąć „sowiej serii”, stąd kubki, czarki i imbryki w kształcie sympatycznych sówek 🙂

Kasztanowa jesień

Kurikinton

Kurikinton

Jednym z jesiennych symboli w Japonii są kasztany. Japońskie kasztany, o wdzięcznej nazwie KURI, są jadalne i stanowią dodatek lub bazę wielu potraw. W prefekturze Gifu, skąd pochodzi duża część ceramiki w Nagomi, bardzo znane są tradycyjne słodycze kurikinton. Wytwarzane są z kasztanów gotowanych z dodatkiem cukru. Po odparowaniu wody, słodka, delikatna masa formowana jest w kształt przypominający kasztan.
Kasztany gotuje się też razem z ryżem lub mięsem. Jesiennym hitem są także kasztanowe lody, moje ulubione, kiedy jesienią zdarzy mi się podróżować po Japonii.
Na zdjęciu: ciasteczka kurikinton z cukierni Enafukudo (zdjęcie ze strony: www.enafukudo.jp). Jak zwykle japońska estetyka – aranżacja na pięknej ceramice, czerpanym papierze, każde ciasteczko pieczołowicie zawinięte w elegancką bibułę… ta dbałość o najdrobniejsze szczegóły nieustannie mnie zachwyca.

Zielona herbata na zimno – najlepsza na upał

zielona herbata na zimno

zielona herbata na zimno

W upalne dni najlepiej orzeźwia zimna zielona herbata. Moja ukochana to bancha. Bez cukru, cytryny i innych wynalazków – same liście i woda, mocno schłodzony przejrzysty napój o pięknym, świeżym kolorze… Wystarczy zalać liście herbaty zimną wodą, np. mineralną lub przegotowaną i schłodzoną (3-4 łyżki na 1-1,5 litrowy dzbanek). Wstawić do lodówki, po kilku godzinach herbata naciągnie i nie będzie w niej ani odrobiny goryczki czy cierpkości, która może pojawić się przy parzeniu herbaty zbyt długo w gorącej wodzie. Najlepiej napój przygotować wieczorem i pić od rana następnego dnia. Tak samo można przygotować genmaichę, hojichę, senchę lub karigane. Jeśli ktoś lubi bardziej zdecydowane smaki można oczywiście wzbogacić delikatny smak herbaty odrobiną soku z cytryny, dosłodzić cukrem lub syropem klonowym albo słodkim sokiem malinowym. „Przyprawy” lubią zwłaszcza dzieci, najlepiej wówczas przygotować herbatę karigane (kukicha), która w ogóle nie zawiera teiny i może być świetnym napojem także dla najmłodszych. Do picia na zimno doskonała jest także hojicha – jej lekko słodowy, orzechowy smak doskonale orzeźwia i dodaje energii.

Matcha czekoladki na wiosnę

Matcha i fiołki

Chociaż za oknem pogoda jak w listopadzie WIOSNA JUŻ JEST i nic tego na szczęście nie zmieni. W naszym ogrodzie zakwitły fiołki, tulipany, żonkile i krokusy. Cudownie jest wracać do domu nawet w deszczu, kiedy ogród wita nas takimi niespodziankami. Żeby było jeszcze piękniej zrobiłyśmy z koleżanką zielone czekoladki. Z herbatą matcha oczywiście. Sposób najprostszy z możliwych – białą czekoladę rozpuść w rondelku, dodaj matcha, pomieszaj i zastudź w foremce. Możesz przystroić migdałem, rodzynką, orzechem albo innym drobiazgiem, który masz pod ręką. Zielona czekoladka do porannej kawy lub herbaty…. wiosenny nastrój gwarantowany 🙂

Nadzieja mimo wszystko


To zdjęcie znalazłam dziś przypadkowo na japońskiej stronie yahoo (www.yahoo.co.jp). Po kilkunastu dniach śledzenia przerażających obrazów zniszczeń, zapłakanych twarzy i zbiorowych grobów widok smukłej sosny na tle pogodnego nieba jakoś napawa nadzieją i siłą. Można oprzeć się niszczycielskiej sile, można przetrwać, można dalej istnieć. Moi japońscy przyjaciele w Tokio i innych miastach na południowy zachód od Fukushimy są już bardzo zmęczeni nieustannymi pytaniami czy wszystko OK, czy może potrzebują jedzenia, czy tam w Japonii wszystko jest już zatrute i radioaktywne itp. itd. Dzień i noc trwa odbudowa dróg prowadzących do zniszczonych przez tsunami prefektur, oczyszczanie terenu i usuwanie skutków tragedii. Japończycy wstrzymali na chwilę oddech, ale teraz chcą po prostu wrócić do życia, do pracy, do codziennych zajęć. Ten naród ma niewiarygodną siłę przetrwania, zachowuje spokój nawet w najbardziej dramatycznych sytuacjach, „oswaja” to, co teoretycznie nieprzewidywalne i nieoczekiwane. Szanując Japończyków za to wszystko, o czym wspomniałam wyżej składam kolejne zamówienia na ceramikę i wciąż myślę o podróży do Japonii jeszcze w tym roku 🙂

Matcha latte o poranku

Matcha latte to świetna alternatywa dla porannej kawy. Zdrowa, delikatna i baaardzo pięknie wygląda. Soczysta zieleń w środku mroźnej zimy naprawdę pobudza do życia. Kremowa konsystencja, ledwie wyczuwalna goryczka matcha zbalansowana odrobiną cukru i ciepłym mlekiem… duża dawka pozytywnej energii w subtelnej postaci łagodnego napoju. Oto moja wersja przygotowania (oczywiście proporcje można modyfikować w zależności od własnych upodobań smakowych): 0,5 łyżeczki herbaty matcha wsyp do czarki, kubka lub szklanki, zalej odrobiną (ok. 3 łyżkami) gorącej wody (o temp. ok. 80 stopni), dokładnie wymieszaj łyżeczką lub bambusową trzepaczką do matcha, dodaj cukier lub syrop (np. klonowy) do smaku. Podgrzej mleko (ok. 100 – 150 ml), spień spieniaczem do mleka lub małą trzepaczką, delikatnie wlej do naparu matcha. Gotowe! Niech zielona moc będzie z Wami 🙂

Nowy Rok po japońsku – ozdoby i zwyczaje

Dziś kilka słów o japońskich zwyczajach noworocznych. Tak jak w Polsce Boże Narodzenie, w Japonii Nowy Rok to czas wyciszenia, spotkań w rodzinnym gronie, wzajemnych serdeczności, szczególnych świątecznych ozdób i specjalnych potraw przygotowanych na tę wyjątkową okazję.
Kilka dni przed końcem roku w bramach i wejściach do budynków pojawiają się noworoczne ozdoby – kadomatsu. Skonstruowane są zwykle z gałęzi sosny, pni bambusa, sznurów z trawy i innych dodatków, w zależności od regionu i fantazji twórcy 🙂 Ozdoby kadomatsu są zawsze dwie – po dwóch stronach wejścia – symbolizują kobietę i mężczyznę. Elementy kadomatsu są symboliczne i tak np. pnie bambusa są zwykle 3 – ucięte charakterystycznie pod skosem, każdy innej wysokości. Oznaczają niebiosa, ludzkość i ziemię – odpowiednio od najwyższego do najniższego. Bambus jest też w Japonii symbolem siły, wytrwałości i wytrzymałości. Gałęzie sosny symbolizują nieśmiertelność – sosna jest bowiem zielona przez cały rok. Często elementem kadomatsu są także gałęzie śliwy lub inne kwiaty – symbol nadchodzącej wiosny. W wierzeniach japońskiej rdzennej religii shinto duchy przodków zamieszkują przez kilka dni umieszczone przed wejściem ozdoby, przynoszą mieszkańcom dostatek i pomyślność na cały rok. Zgodnie z tradycją 7 stycznia ozdoby kadomatsu są palone, co uwalnia zamieszkujące w nich duchy i pozwala im powrócić w zaświaty.


1 stycznia już o północy Japończycy tłumnie odwiedzają świątynie aby modlić się o pomyślność w Nowym Roku. Zwyczaj ten nazywany jest hatsumode – pierwsza wizyta w świątyni w Nowym Roku. Oprócz modlitwy w świątyniach można obejrzeć rytualne tańce, napić się sake i za drobną opłatą nabyć przepowiednię, z której dowiemy się co nas czeka w rozpoczynającym się roku.

Noworoczne potrawy to temat na oddzielny wpis, mam nadzieję, że w najbliższych dniach uda mi się opisać przynajmniej kilka z nich.

Rok Zająca – nowy i lepszy

W Nagomi po gorączce przedświątecznych przygotowań opadł wreszcie kurz, emocje i stres, że nie zdążymy – z dostawą towaru, ze wstawieniem produktów na stronę, z realizacją zamówień… itp., itd. Już jest po i z czym zdążyliśmy to dobrze, a z czym nie… też świat się na szczęście nie zawalił. Przyszedł czas na chwilę odpoczynku, zastanowienia, oddechu… W ostatnich dniach starego roku pozwolę sobie na kilka słów refleksji… to był dla mnie baaardzo ciężki rok. Jeden z najtrudniejszych jakie pamiętam. Moje własne plany musiałam zmienić o 180 stopni, bo komuś ważnemu świat nagle zawalił się na głowę. Japonię, firmę, bloga i inne bardzo ważne codzienne sprawy trzeba było odłożyć na kiedyś, potem, nie wiadomo. Wydawało się czasem że jest tylko źle i już nie może być nigdy lepiej. Moja przyjaciółka napisała mi wtedy bardzo wspierające japońskie powiedzenie – każda roślina, żeby wzrastać i rozwijać się potrzebuje nie tylko słońca, ale też cienia. Teraz widzę że tak rzeczywiście jest, bolesne doświadczenia są potrzebne żeby wrócić z bezsensownej drogi w niewłaściwym kierunku. To, co wydawało się katastrofą okazuje się być początkiem zmiany na lepsze. Bo wszystko dzieje się w jakimś celu, a czas pokazuje nam jak bardzo myliliśmy się tracąc z oczu nadzieję i wiarę.
Piszę to wszystko dlatego, że chociaż może nie przywiązuję większej wagi do horoskopów i przepowiedni, jakoś bardzo wyraźnie odczułam ten mijający Rok Tygrysa – czas walki, rewolucyjnych zmian, wywracania świata „do góry nogami”. Zmiany drastyczne, ciężkie, trudne do przyjęcia – ale mimo wszystko ostatecznie niosące lepsze rozwiązania. W lutym 2011 zacznie się Rok Zająca – jak głoszą chińskie horoskopy – przyniesie oddech po tygrysiej walce i wielkich przewrotach, spokój, radość, relaks, zabawę i przyjemności. Będzie czas dla rodziny i przyjaciół, czas na rozrywkę i kreatywne działania.
Takiego roku Wam i sobie życzę – pełnego spokoju, radości, zwykłych, codziennych przyjemności, fajnych spotkań z przyjaciółmi, ciepłych chwil w rodzinnym gronie, cieszenia się tym, co tu i teraz…
Jeśli tym razem nic nie stanie na przeszkodzie dla mnie nowy rok upłynie pod hasłem „herbata”- w maju planuję wyjazd na japońską plantację, w międzyczasie kilka innych herbacianych wyzwań – kreatywnych i przyjemnych oczywiście. O rezultatach zamierzam na bieżąco informować na blogu – mam nadzieję, że już od teraz się uda.