Sakura, hanami i przemijanie w najpiękniejszym stylu…

Kwitnienie wiśni i związane z tym ogólnonarodowe szaleństwo to „oczywista oczywistość” dla wszystkich, którzy cokolwiek słyszeli o Japonii. Od połowy lutego do mniej więcej połowy maja w każdych prawie wiadomościach zobaczycie jak z południa na północ przesuwa się „fala” kwitnących kwiatów sakury a wraz z nią niewyobrażalny, jedyny w swoim rodzaju klimat radości, święta i ogólnego podekscytowania, jakiego dostarczają Japończykom miliony wiśniowych drzewek i miliardy bladoróżowych kwiatków, które pojawiają się na chwilę, by zniknąć po kilku dniach od powiewu silniejszego wiatru czy opadów wiosennego deszczu. Hanami to „oglądanie kwiatów wiśni”. Obecnie przybiera ono zwykle charakter mocno zakrapianej alkoholem imprezy w parku, na skwerze, nad rzeką, wszędzie tam, gdzie sakurowe drzewka dają powody by się spotkać, zjeść specjalnie przygotowane na tę okazję potrawy, „wyluzować” przy kilku puszkach piwa lub butelkach sake a potem nawet zasnąć pod ukwieconym drzewkiem aż do rana… Miałam to szczęście być w Japonii na trzech kwitnieniach wiśni, w różnych miejscach, w różnym czasie, w różnych okolicznościach towarzyskich… zawsze tak samo dawałam się ponieść tej szczególnej atmosferze i tak jak setki ludzi wokół mnie robiłam setki zdjęć tych samych kwiatków :), piłam śliwkowe wino, jadłam kolejne smakołyki i wylegiwałam się na glebie pod tym lub innym drzewem…Malkontent powie, że to kicz, albo komercja, albo może mało wyrafinowane igrzyska dla tłumów… A ja sobie myślę, że to dla Japończyków z jednej strony „5 minut”, w których można sobie pozwolić na więcej niż zwykle, z drugiej, melancholijne „5 minut” łapania tego co „tu i teraz”, co za chwilę przeminie… na co trzeba będzie czekać kolejny długi rok… Mama mojej japońskiej koleżanki zastanawia się co roku ile jeszcze hanami przyjdzie jej w życiu przeżyć… ponieważ jest na emeryturze wybiera się czasem z koleżankami na wycieczki „tropem sakurowej fali” odwiedzając kolejno miejsca, w których właśnie zakwitły wiśnie… nie wiem, czy potrafiłam dobrze to ubrać w słowa, ale to jest dla mnie to słynne japońskie „wabi sabi” – ulotne piękno rzeczy zwykłych, codziennych i niedoskonałych. Ta ulotność mnie urzeka, trochę zasmuca, bo przypomina o przemijaniu, ale jednocześnie uczy cieszyć się tym co tu i teraz, tą chwilą, która trwa i już nie wróci… Wszystkim życzę takich wrażeń i bardzo szczególnych emocji, których możemy doświadczyć zwracając więcej uwagi na to co wokół nas… choć za oknem śnieg i zimno, u nas też w końcu zakwitną jabłonie 🙂

Zobacz również:

  1. Nowy Rok po japońsku – ozdoby i zwyczaje

5 komentarzy

AnnaI25/04/2010 at 05:07

W tym roku niestety sakura byla marna. Kolory nie te, pogodna marna, zimno, drzewa kwitly pozno i wszystko sie skonczylo zanim sie zaczelo. Teraz nie pozostaje nic jak tylko czekac na przyszly rok.

Ayu4/07/2010 at 22:16

Piękna notka, bardzo dziękuję za podzielenie się tymi wrażeniami…

Ania13/08/2010 at 11:35

A ja od wczoraj wiem, że w przyszłym roku jadę do Japonii-dostałam bilet na 30-te urodziny!!! Jeszcze nie mogę w to uwierzyć! Cieszę się, że będzie mi dane to przeżyć. Już nie mogę się doczekać 🙂

EWA25/07/2011 at 22:36

Tak to jedno z piekniejszych swiat bardzo ladnie to ukazuje film LALKI polecam piekna historia a raczej trzy historie o milosci

Zom15/02/2013 at 18:36

Piękny wpis, daje do myślenia. To chyba właśnie wabi sabi, a raczej jego dostrzeganie i czczenie tak bardzo kocham w Japonii.

Dodaj swój komentarz

Treść: